Marzenia
Tak dobrze Cię nie znam
By gwiazdy z Tobą liczyć na niebie
By móc Cię dotykać
I wiersze pisać tylko dla Ciebie
Spacerować rankiem
Boso po zroszonej jeszcze trawie
Przyglądać się kaczką
Pływającym w przydomowym stawie
Wieczorem chodzić
Z upojnej nocy czerpać korzyści
Kłaść się nad ranem spać
I prosić Boga by sen się ziścił
A naręcze kwiatów
Zerwanych na łące do stóp złożyć
I miłość Ci wyznać
I w spokoju starości dożyć
Piękne to marzenia
Na ziemię z obłoków spadamy
No i po co to wszystko
Przecież my się w ogóle nie znamy
Pajęcza sieć
Jak wiatr po kamieniu
Muskasz radosną twarz
Z pajęczej sieci
Drogę do serca tkasz
Ma być bardzo mocna
Przyległa do ciała
Taka niepozorna
By ból zadawała
Prawie konający
O litość Cię proszę
Zdejmij ją ze mnie
Ja tego nie zniosę
Wolnością się cieszyć
Nie dane mi było
Teraz zrozumiałem
Gdy czasu ubyło
Jak wiatr po kamieniu
Muskasz zranioną twarz
Z pajęczej sieci
Drogę zza światy tkasz
Tląca się nadzieja
Moknę na deszczu
Krople po twarzy spływają
Czekam na Ciebie
Takiego mnie ludzie znają
Że zacna dusza
I wariat mówią na mnie też
Gdyż ja tak stoję
A po mnie spływa letni deszcz
Przemokłem cały
I tylko kwiaty ożyły
Pachnące róże
Co bukiet piękny tworzyły
Ożyła dusza
Gdy ją za rogiem ujrzałem
To piękny widok
Z zachwytu oszalałem
W tym wariactwie
Szaleńczy bieg przez kałuże
Dla niej to wszystko
Nie bacząc na deszcz burze
Nadal tak biegam
Któryś już rok z kolei
I nie mam dosyć
Nie tracąc wiary nadziei
Miłość na łące
Zrywasz polne kwiaty
Uśmiech wysyłasz uroczy
Biegniesz do mnie-stajesz
Spoglądasz w moje oczy
Całusa mi dajesz
Pod noskiem sobie chichocząc
No złap mnie kochanie
Wysyłasz sygnał ochoczo
Nacieszyć się życiem
Pragniesz w tej jednej chwili
Marzenie masz takie
Byśmy wciąż szczęśliwi byli
I siadasz na trawie
I z kwiatów wianek wijesz
Nad tobą się schylam
Słodycz z ust moich pijesz
Tak leżąc na łące
Licząc obłoki na niebie
Pragnę Twej miłości
Bo ja kocham tylko Ciebie
Spojrzeniem swym ogarniam
To co cenne jest w Tobie
Życzliwość dobre słowo
Resztę zachowam sobie
I nie dopowiem tego
Co dla mnie jest zagadką
Zadrę nosisz w sercu
Choć jesteś dobrą matką
Zrozumieć tak trudno jest
Ból drugiego człowieka
Odwracasz się od Niego
On na przyjaźń twą czeka
Więc ja się nie poddaje
Niech kwitnie miłości kwiat
Swą pomoc ofiaruje
Wiem nie ma ludzi bez wad
Wredny typ
Męczę się latami
Serce przeszywa ból
Ciężko o tym mówić
Na ranę sypiesz sól
Porażką nazywam
To co łączyło nas
Rozliczyć to wszystko
Nadszedł już czas
Nie chcę Twych bukietów
Sztucznie robisz ten gest
Doskonale już wiem
Łajdak z Ciebie jest
Dzieci mi jest szkoda
Bo cierpią tak jak ja
Dość mam już przeprosin
Kolejna płynie łza
Cóż Cię to obchodzi
Twoja trwa sielanka
Życie mi zepsułeś
Ty i twa kochanka
Kłócić się nie będę
Z losem się godzę
Żegnaj Ty łajdaku
Od Ciebie odchodzę
Rana
Przyszedłem więc jestem
Na dłużej zostanę
Nadzieję przyniosłem
By ukoić ranę
Tak wielka jest ona
Na sercu ją noszę
Zabliźnić się nie da
O uśmiech Cię proszę
Jego mi brakuje
I chęci do życia
To koniec marazmu
Wychodzę z ukrycia
Na nowo dzień zacznę
Kochanie Ty moje
Ja z Tobą zostaję
Na zawsze we dwoje
Czy to miłość
Lęku ustrzec się nie mogę
W strachu ogromnym żyję
Jakby tego było mało
Gniew na sercu jeszcze kryje
Co tak na dno mnie zepchnęło
I w rynsztoku każe tkwić
Nie pozwala głowy podnieś
To tak nie musi nadal być
Dźwigam jednak się kochani
Ściągam sznur co pętał szyję
I popatrzcie tylko na mnie
Człowiek wrak a jeszcze żyje
Wiec powiedzieć coś wam pragnę
Że miłość to nie są żarty
Raz pokochasz i przegrałeś
Z uczuć zostaniesz obdarty
Wyznanie miłości
Mówię do Ciebie kochanie
A miłość tak promieniuje
Nie tylko w tym ciepłym dniu
Buziaki swe ofiaruje
Do nóg z pokorą padam
I ból mi serce przeszywa
To nie są puste wyznania
Miłość moja jest wciąż żywa
Tak kochać nie umie już nikt
Więc próżno szukać przyczyny
Zakochałem się po uszy
Nie ma w tym niczyjej winy
Wyznać jeszcze tylko pragnę
Dla czego mi nie wierzycie
Nie tylko w Walentynki
Że ja ją kocham nad życie
Urodziny
Z pięknymi kwiatami
Dziś do Ciebie przychodzę
Całuję Cię w rękę
I na wszystko się godzę
Tak stoisz wystraszona
Rumieniec masz na twarzy
Przyjęłaś piękne kwiaty
Coś więcej Ci się marzy
Spoglądasz tak niewinnie
Uśmiech wysyłasz do mnie
Zapraszasz mnie do środka
Mówisz usiądź wygodnie
Zanim spocznę na sofie
Prezent chciałbym Ci wręczyć
Niech to będzie już za mną
I nie będzie mnie męczyć
A Tobie ofiaruje
To co serce mi każe
W dniu Twoich urodzin
Spełnienia wszystkich marzeń
MOJE ŁZY
Smutny jest los gdy go dręczy
Miłość samotność lek i śmierć
Nadejdzie czas i rozweseli nas
Moje łzy
Samotność jest okrutna
Lecz Ty o tym nie wiesz
Bo Ty grono swych przyjaciół masz
Ja –jestem sam
I w ludzi tłum się pcham
Lecz odpychają mnie
Gdy Cię widzę to płacz mnie wzbiera
Jak to robisz powiedz mi
Lecz gdy ja płacze otrzyj łzy
Moje łzy
Jedni się śmieją radują i cieszą
Gdy na scenie pokazują ich
Poznałaś mnie i czego jeszcze chcesz
Mojej łzy
„Mowa jest srebrem
a milczenie złotem”
Pozwólcie mi jeszcze mówić
Ust moich nie zamykajcie
Bo chciałbym Wam coś powiedzieć
Raz jeszcze szanse mi dajcie
Niech ona będzie ostatnia
A potem to się okaże
Czy dobrze to zrozumiałem
Czy tylko bładze i marze
Więcej nie karzcie mi milczeć
Gdyż ja mówić ciągle muszę
Ona potrzebna mi bardzo
Bez niej to ja się duszę
Kneblować ust nie trzeba
Choć głupstw palnąłem wiele
Potrafię do serca dotrzeć
Że ciarki przejdą po ciele
Tu głos celowo zawieszam
Milczenie ponoć złotem jest
Wiec dla waszej przyjemności
Taki to uczyniłem gest
Dla Ciebie
Błękitu twych oczu nie zmieni nikt
Wyraz Twej twarzy mi pozostanie
Po co dajesz uśmiech z Twoich stron
Dlaczego Ty mi go tutaj dajesz
Dał bym Ci wiele czego nie masz Ty
Uśmiech na twarzy kolorowe sny
Radość z życia piękny duży dom
Zapach wrzosu cudowną jego woń
Na spacerze raz powiedziałaś mi
Zbudować dom nie potrafił nikt
Spróbuj ty może to uda ci się
A zdobędę w życiu jakiś cel
Gdy będziemy razem kroczyć drogą tą
Zobaczymy radość i nasz wspólny dom
A u progu domu dziecię będzie stać
Będzie głośno płakać a potem się śmiać
Kłamstwo
Skradzione chwile
Które tak szybko mijają
Zranione dumą
Puste słowa co zostają
Krwawe ów serce
Zawieszone w przestworzach
Jak wrak dryfuje
Po wzburzonych gniewem morzach
Cóż począć można
W tej beznadziejnej chwili
Wszyscy odeszli
A tak jakby tutaj byli
Na próżno szukać
Słów które coś jeszcze znaczą
Robiłem głupstwa
I niech ludzie mi wybaczą
Erotyk
Dwie lampki szampana
Muzyka cicho gra
W półmroku leżą
Naga kobieta i ja
Cichutko jak kot
Ja na nią wchodzę
Wyostrzam me zmysły
Puszczam fantazji wodze
Swe ciało tak pręży
Już dostała drgawki
A ja na jej piersi
Kładę słodkie truskawki
I za jednym ruchem
Móc je w usta schować
Połknąć ów truskawki
Piersi czule całować
Namiętne całusy
Zostawiam na brzuszku
A język mój ginie
W jej cudnym pępuszku
Co później się działo
Już zdradzić nie mogę
Powiem tylko tyle
Ze trzymałem jej nogę
Jęczała z rozkoszy
To jeszcze wam wyznam
Do innych już rzeczy
Na pewno się nie przyznam
Zimna jak lód
I świeca zgasła
I cisza nastała
Dotykiem mych ust
Pragnę twego ciała
Tak bardzo pragnę
Rozkoszą już żyję
Namiętny całus
Pada na twą szyję
Po karku spływa
Ku dołowi schodzi
W grze miłosnej
O to przecież chodzi
Rękoma swymi
Bada wypukłości
Tak bardzo pragnie
Dzikiej namiętności
I wszedł ochoczo
W jej piękne uda
Nagle słyszy głos
Skarbie ? Co za nuda !
Maratończyk
Biegnę coraz szybciej
Życia dogonić nie mogę
Już mi tchu brakuje
Lecz ktoś podstawia mi nogę
Z hukiem upadam
I z trudem się podnoszę
Pozwólcie dalej żyć
O to dziś was tylko proszę
Choć niejedną szansę
W swym życiu otrzymałem
Kłamstwem ciągle żyłem
A prawdy strasznie się bałem
Resztą sił wciąż biegnę
A oczy krwią mi zachodzą
Złe życie przemija
Nadzieje nowe się rodzą
Nic już nie poradzę
Że miłość w sercu ginie
W zakłamanym świecie
Nieustannej bieganinie
Miłość w prezencie
W blasku świec
W mroku ciemności
Przychodzisz nagle
Jak demon światłości
Zeń blask przebija
I serce me rani
W obłędzie zerkam
Prześliczna Ty pani
Gdy dotknąć pragnę
By rozgrzać w głębi
Ust delikatnych
Co zmysł mój oziębił
I muc jeszcze raz
Ofiarować tobie
Ten piękny prezent
Co miłość się zowie
Moja miłość
Łzawią oczy
Krwawi dusza
Miłość moja
Niczym susza
I w nadziei
Zostać każe
Ja o tobie
Tylko marze
W tobie widzę
Jak w otchłani
Samo dobro
Droga pani
Tyś jest grzechu
Mego winą
Tyś nadziei
Mej przyczyną
Nie daj prosić
Się już więcej
Przyjmij serce
Me w podzięce
I dla Ciebie
Do stóp padam
Wybacz proszę
Tak powiadam
Oj czcigodna
Ty królowo
Proszę szepnij
Tylko słowo
Bym mógł myśleć
Żem jest w niebie
Bo ja kocham
Tylko Ciebie
Sofa
Oj sofo kochana
Nie ma się co złościć
I uchyl choć rąbek
Dla przemiłych ów gości
Strudzeni są bardzo
Przybyli z daleka
Stanęli przed tobą
Niewiedzą co ich czeka
Dywan już chichocze
I obraz tylko zerka
Wiedząc co się święci
Sofa gra z nami w berka
Na krześle bez nogi
Siedzieć nam tu każe
Ironicznym uśmiechem
Rzeczywistość zamaże
I nadal zabawa
Okrutna by trwała
Lecz agresja gości
To zjawisko przerwała
Strasznie pobudzeni
Niczym małe dzieci
Wzięli krnąbrną sofę
Wywalili na śmieci
Morał
Teraz rozpaczają
Nie ma na czym siedzieć
Złość złym jest doradcą
I o tym trzeba wiedzieć
„Moje życie wymyka się z pod kontroli ”
Myślę że w latach szkolnych
Ta historia się zaczyna
Gdy miłość nagle przychodzi
I niczyja w tym wina
Serce zaczęło mocniej bić
I wszystko na głowie staje
Rozum mówi co innego
Z tym rady sobie nie daje
I właśnie chłopca poznałam
Z nim plany na przyszłość wiąże
Tu głos się Matki odzywa
Dziecko! Ty czas masz na ciąże
Rodziców słuchać rzecz święta
I chłopiec poszedł w odstawkę
Ja nadal sama się męczę
Życie me złapało czkawkę
Lata błogo upływają
Wiecie co mnie bardzo boli
Nie że nie ma fajnych chłopców ?
Nad miłością brak kontroli
Więc żalić się już nie będę
I stroić nie ma co focha
Wirze że znajdzie się taki
Co przyjdzie i mnie pokocha
Miłość
Dotyku bliska
Gdy czar pryska
Żalem rozdarta
Życiowa karta
Zgubiona w sobie
Oddana tobie
Owa istota
Miłość i cnota
Dawne marzenie
Zgubne myślenie
Twoje złości
W imię miłości
Kochanie moje
Przy tobie stoję
Nadzieją wsparty
Do cna obdarty
Moje wspomnienie
Twoje istnienie
W sercu mym gości
Klucz do miłości
Otwieram nim drzwi
Życie ze mnie kpi
Zginam kolana
Żegnaj kochana
Barbórka
Od wieków wielce strudzeni
Odważni i bardzo dzielni
Kochający swoją prace
Górnicy ,ziemi swej wierni
Ciężki zawód wykonują
I strachu oni nie znają
Przed niczym się nie ulękną
Gdy w dół szybem zjeżdżają
Górnicy św.Barbarę
Nade wszystko pokochali
I dla Niej to zrobić chcieli
Barbórką święto nazwali
Św.Barbara , tradycja
Od przodków przekazana
Do niej modlą się w pracy
Przed nią zginają kolana
Swe życie Jej powierzają
Z nadzieja że ich obroni
Każdy ma Ją za patronkę
I łezkę do Niej uroni
Pod ziemią ciężko harują
W strasznym huku i skwarze
Nic sobie z tego nie robią
Ufają św. Barbarze
Mikołaj
Już saniami zajechały,
Już dzwoneczki rozbrzmiewają,
Renifery z mikołajem,
Wór prezentów dla nas mają
Dla każdego coś się znajdzie
On z dalekiej to Laponii
Zabrał wszystkie więc prezenty
I do dzieci szybko goni
Dużo pracy miał w tym roku
Każdy prosi coś innego
A więc Św. Mikołaju
Zajrzyj też do domu mego
Na twój przyjazd długo czekam
I skarpetę powiesiłem
A talerzyk z ciasteczkami
Przy kominku zostawiłem
Ty się nimi więc poczęstuj
One nie są tu ozdobą
Wiele dzieci jeszcze czeka
Długa droga jest przed Tobą
W ten grudniowy piękny wieczór
Wszyscy się obdarowują
I nie tylko te malutkie
Serduszka nam się radują
Zmartwienie
Wiesz co martwię się o Ciebie?
Radość w Twoim sercu zagościła
Uśmiech na Twej twarzy bywał
Powiedz że mi czemu moja miła
Smutna nagle się zrobiłaś.
Wiesz co skarbie TY mój?
Oczka Twe zielone pięknie świecą
I głosik Twój urzeka mnie
Przed oczyma mam postać kobiecą
Choć doprawdy ja nie znam jej.
Wiesz co powiem więcej?
Patrząc na zdjęcia twe, myślę sobie
To tajemnica wielka jest
Tyle czaru i wdzięku jest w tobie
I nie wiem co ja tu robię.
Wiesz co daj spokój?
Czasu mało dzień szybko umyka
Żyjesz na krawędzi strachu
Trudy życia z tym się borykasz
Jak lunatyk chodzisz po dachu.
Wiesz co nie mów nic?
Niech usta Twoje słodkie zamilkną
Gdyż buziak nic nie jest warty
Myślisz sobie że przyjaźń nie zła jest
Tak ty robisz sobie żarty.
Kim jestem?
Pytasz ty mnie kim ja jestem?
Nie mówię nic Ci kochanie
Oczekujesz odpowiedzi
Nie! I Niech tak to zostanie
Wiem że chciałaś wiedzieć więcej
Kim jestem? Jak żyje? Co ja robię?
A ja słowami Cię nęcę
I nie u jawnie to Tobie
Złość w Tobie wzbiera się duża
Gniew ogromny Cię roztacza
Wszystko Cię wokół wkurza
Że spotkałaś takiego gracza
Uchyl rąbka tajemnicy
Co go skrywasz potajemnie
Niech się i ja dowiem o tym
Ze nie igrasz sobie ze mnie
To są, tylko puste słowa
Proszę Cię powiedz coś więcej
Niech nie boli mnie już głowa
Nie poddawaj mnie tej męce
Chyba kończyć to już trzeba
Czas najwyższy odkryć karty
Niech Bóg przychyli Ci nieba
A to wszystko to są żarty.
Wakacje
W - czas relaksu, czas osłody.
Ale jak tu wypocząć, gdy wokoło pełno wody?
Leje już siódmy dzień z kolei
Nie ma na poprawę pogody nadziei.
Martwią wszyscy się co będzie. Znów powódź?
Podtopienia wszędzie.
Wszystko pływa i dryfuje
aż się krew w żyłach gotuje.
Pogoda taki psikus nam zrobiła,
Wszystkich wokół zasmuciła.
I widoków nie ma na to,
By upalne przyszło lato.
Każdy ma już dosyć tego. Ale cóż to?
W radiu mówią :idzie do dobrego.
Ledwie słońce przez chmury się przedarło.
Idzie upał!- jakiś spiker zdziera gardło.
Radość w sercach zagościła
że pogoda bardzo miła.
Dość już ma my tych udarów,
Gryzących bąków, komarów.
Za tęsknili wszyscy za chłodem.
Mit o upale legł, jak kamień w wodę.
Natura człowieka pokrętna jest,
Gdy świeci słońce-on deszczu chce.
Morał:
I tak można by pisać do woli
Nieszczęśliwy ten ,
Co tylko biadoli.
Zazdrość
Zazdroszczę Ci Twojego świata,
Tylu rzeczy na raz Ci zazdroszczę,
Chodzę sobie i myślę tylko o tym,
Że życie moje nie jest najprostsze
Zazdroszczę Ci też tego,
Że rano wstajesz, uśmiech masz na twarzy
Ja spoglądam tylko w lustro na ścianie
I taki uśmiech mi się marzy
Za dnia chodzisz wesoła
Radość z serca Ci bije
Tego Ci też zazdroszczę
Gdyż ja w smutku tylko żyję
Zazdroszczę Ci upojnej nocy
I gwiazd świecących wysoko na niebie
I wszystko co Cię otacza
Bo to wszystko należy do Ciebie
Zazdrość mnie tak przesiąkła
I nie potrafię bez niej żyć
Ja żyję w innym świecie
A tutaj tak właśnie musi być
Nieznajoma
Jasne włosy spodnie jeans
Tak to chyba byłaś Ty
Szłaś ulicą lekko tak
Twoje włosy targał wiatr
Piękna buzia uśmiech ten
Co zakłóca każdy sen
Każdą myśl i każdy gest
Powiedz tylko co to jest
W oczach Twych błękit lśni
A Ty nic nie mówisz mi
Twoje ruchy i Twój gest
Tak zniewalający jest
Drzemie w Tobie duża klasa
Buty nosisz na obcasach
W górę zadarty nosek masz
W co Ty ze mną tutaj grasz
To są żarty wybacz mi
Nie widziałem nigdy Cię
Więc gdy słowa mówię te
Nie myśl o mnie wcale źle
Rozstanie
Na zimnym mym ciele
Rozkładasz swe ręce
By spojrzeć uczuciem
Na szczere me serce
Widzisz w dali wiatr drzewa kołysze
Chodziłaś nie raz tymi drogami
Tu słowik tam kos przerywa ciszę
Wiem że zawsze będziesz tęsknić za nim
Po co ci ja byłem
Na co ci udręki
Innym światem żyłaś
Więc skróć że me męki
Tyle w tobie widziałem dobrego
Choć w oczach pustka ogromna
Zdziwienie ogarnęło mnie samego
Jak wedle mnie Ty jesteś bezbronna
Wzbraniasz się jak możesz
Ciągniesz swoje myśli
Każdej o to porze
Chcesz by sen się z iścił
Próżno szuka twej ubogiej miłości
Wśród lasów jezior twej gościnności
Czym sobie na pogardę zasłużyłem
Czym to ja Cię tak strasznie zraniłem
Brak miłości
Nawet nie znam twojego uśmiechu
Choć szczery on zapewne jest
Czemu Ty wciąż kusisz mnie do grzechu
Powiadasz że taki masz gest
Tak wpatrując się w oczy twoje
Dostrzegam obawę i lęk
To ja chcę iść przez życie we dwoje
Ty nie chcesz. W tym cały sęk
To pustka w me serce się wdarła
I kwitnie tam jak zwiędły kwiat
Tylko miłość nie skaczę do gardła
Bo jej akurat tutaj brak
I tylko słowa mi pozostały
I nimi karmię dzisiaj się
I to nie są jakieś tam banały
Tak naprawdę ja kocham Cię.
Poznałem Cię
Poznałem Cię.
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Mówię do Ciebie, całuski Ci ślę.
Poznałem Cię.
Fajnie mi z tym, wciąż myślę o Tobie.
Nie miewam głupie już sny.
Poznałem Cię.
Chcę mi się żyć, wiesz dobrze,
że przy Tobie chcę być.
Poznałem Cię.
Ty tego nie doceniasz, coś mi mówisz.
Nagle wszystko odmieniasz.
Poznałem Cię.
Wszystko skończone, zabieraj się stąd.
Znajdź sobie inną żonę.
Teraz to rozumiem i w pierś biję się,
bardzo mi przykro, że poznałem Cię.
Miłość Platoniczna
Czemu mir Twój zakłóciłem
Ból ogromny wyrządziłem
Teraz myślę kochanie
Co się z nami stanie
Miałaś szczęście, radość z życia
Wiele celów do zdobycia
Miałaś uśmiech na twarzy
Nic się już nie wydarzy
Już nie będzie tak uroczo
Już nie prosisz mnie ochoczo
Teraz mówisz zostań sam
Już nie wejdziesz do mych bram
Proszę jeszcze podaj rękę
Ty się zlituj, skróć mą mękę
Serce pęka w rozpaczy
Czy mi teraz wybaczysz
Czy ja umiem żyć bez Ciebie
Żyję w bólu i gniewie
Złościć nie ma się tu o co
Późno chodzić spać nocą
Czas zakończyć to gadanie
Czy to miłość jest kochanie
Oj! Stajesz się cyniczna
Mówiąc że to miłość platoniczna
Pamięć
Ciągle słyszę słowa te, czy pamiętasz mnie?
W sercu sobie grają, żyć mi nie dają
Znów myślałem o Tobie kiedy dzień nastał
Później była rozpacz, ból w sercu narastał
Dzień po dniu tak przemijał, ciężko było mi
Każda myśl o Tobie to tylko smutek -łzy
A nocami gdy wszyscy smacznie sobie śpią
To ja walczę nieustannie z myślą tą
Z myślą która mnie przeraża okrutnie
Czy mi to życie marne mą głowę utnie
Taka to jest moja dola i udręka
Teraz krzyż ten niosę z bólem na rękach
Wzbieram się w sobie i napisze jeszcze coś
O przyjaźni i miłości, Tobie na złość
Topielec
Na pięknej tafli widzę swe odbicie,
Gdy chodziłem z myślami tu nie raz,
Te kwiaty. Kałuże i polne poszycie
I echo które odzywa się w drzewach.
Jak dobrze było usiąść tu nad
brzegiem
I nad losem swym rozmyślać w ciszy
To ja umiałem słuchać ryb i ptaków
I sercem przemówić do polnej myszy
W jednej chwili zatracić wszystko chciałem
Po co los okrutny zetknął nas dwoje
Skok życia w tą otchłań oddać musiałem
By uwolnić się od dobroci Twojej
Pięknie tu teraz, beztrosko i błogo
Tylko krajobraz mi został dziewiczy
Oj Panie weź duszę moją do nieba
Na tym świecie niech nikt na mnie nie liczy.
Ku wolności
Chodzę splątany w ciszę
Myśli głęboko chowam
Zamknąć się w sobie pragnę
Kluczem są moje słowa.
Miejsca znaleźć nie mogę
W przestworza chcę rzucić
To co było. Zapomnieć
By z myślą się nie kłócić.
Odwagi mi potrzeba
By myśleć o miłości
Stoczyłem się jak kamień
Ku nowej lepszej wolności.
Teraz już tak nie myślę
I inne cele już mam
Bo gdy się to powtórzy
Wiem. Nie jestem tutaj sam.
Bieszczady
Idę w połoniny
To moja kraina jest
Rozkwita wszystko w maju
Tu mlecz pachnie a tam bez
Szlakami sobie chodzę
Patrzę jak rośnie sosna
Na kwiatku usiadł motyl
To znak że przyszła wiosna
Tak dziko porośnięty
Tak błogo dziewiczy
Ten piękny las bieszczadzki
W nim można się zachwycić
Ten krzyż z polnej brzozy
Jak gdyby wieki tam stał
Stary człowiek go zrobił
Rzemiosło dobrze swe znał
I piękna cerkiew tu jest
I pop udziela rady
Gdy zbłądzisz duszo moja
Wyruszam w Bieszczady.
Niepokój
Zagubione myśli moje
Krążą niczym wicher wśród tatr
I żyją tylko nadzieją
Której akurat jest mi brak.
Brak mi jest nie tylko wiary
Chęci do życia też mi brak
Powoli staczam się na dno
Dryfuję jak stary wrak.
Od dna odbić się nie umiem
Dobrze w marazmie tak tkwić
Dajcie mi już święty spokój
Proszę was pozwólcie mi żyć.
King
Lew zaryczał:
Zebrawszy wszystkich w koło rzekł
Udaję się na odpoczynek do zmroku
I niech nie myśli ktoś z byle jakich przyczyn
Że łatwy jest to do prawdy wyczyn.
Ciężko jest odpoczywać całymi dniami
I się zajmować wyłącznie swoimi sprawami
Gdy inni polują by dzieci swe nakarmić
Mnie z tego wyręczają lwice-żony marne
Tak się swych rozkoszach i przepychu pławił
Że wieś o królu nierobie wnet rozsławił
Ale nie wziął pod uwagę chyba tego
Że może mu się przytrafić coś złego
Po dziś sielanka wspaniała by trwała
Gdyby jedna z lwic go nie wydała
I czy to się komuś podoba czy nie podoba
Ustrzelił myśliwy w końcu tego snoba
Morał:
Legenda po nim tylko została
O królu co nie dbał o innych
Tylko o rozkoszach swego ciała
Ikar
Wzbiłem się wysoko
Jak ptak ku obłokom
Rozkładam ręce swe
I w przestworza mknę.
Wiatr mnie tak kołyszę
Bajecznie się czuję
Wracać mi się nie chcę
Życie mnie raduje.
Wzloty tylko miałem
Życiem się cieszyłem
Teraz zrozumiałem
Draniem tylko byłem.
Rachunek sumienia
Zrobić by mi trzeba
Zanim runę w dół.
Jeszcze raz
Dotknąć pragnę nieba.
Obraz
Namaluj mi piękny obraz
O to Cię proszę
Psa rodzinę i mieszkanie
Wszystko po trosze
Niech i tam będzie kwiat róży
Piękny czerwony
Niech ja go ofiaruję
Do stóp mej żony
Niech siedzi sobie na sofie
I się raduje
Wielką miłością ją darzę
Ona to czuje
Jeszcze Cię proszę podkreśl
Oczy zielone
One tak niewinnie patrzą
Na moją żonę
Domaluj jeszcze coś i niech
Obraz mają
Jako dowód w miłości
Że się kochają
Złość
Przyniósł jej duży bukiet
Tyleż pięknych kwiatów
I całusa dołożył
Do barw i wiwatów
A gdy jej kwiaty wręczał
I uśmiechem raczył
Strasznie go rozzłościło
To co tam zobaczył
Nagle gniew go ogarnął
Że on nadal tam stał
Popatrzył tylko na nią
Kwiaty ze złości rwał
Z bukietów konwalii
Zerwał dzwonki duże
Tak nimi potrząsał
Aż wywołał burze
Tak złościł się dni kilka
Aż nastała tęcza
Nie wiedząc że życie jest
Złe-jak sieć pajęcza
Gdy tylko w nią wpadniesz
Zaraz to odczujesz
Na czym polega miłość
Kto cię oszukuje
Na nic nerwy i złości
Musisz to zrozumieć
Żeby wyjść na człowieka
Przebaczać musisz umieć
Cierpienie
Kosmyk Twych włosów biorę
Wplatam w barwy tęczy
Poranek piękny nastał
Ta cisza mnie męczy
Męczy mnie tak ogromnie
I żyć mi nie daje
Głos mi w gardle zamiera
Włos na głowie staje
Ten spokój mnie zabija
Strasznie się go boję
Teraz jestem tutaj sam
Mogło być nas dwoje
Hałasu mi potrzeba
Krzyku, gwaru, wrzasku
By zapomnieć o Tobie
Bez fanfar i oklasków
By zapomnieć w bólu
Męce i rozpaczy
Wszystkiemu winna jesteś
Niech Bóg Ci wybaczy
Zniewolenie
W Twe czcigodne ręce
Żądając wolności
Wkładam oręż nadziei
Ku lepszej wolności
By to co było kiedyś
Się nie powtórzyło
I Twe zniewolenie
Me serce raniło
Bo wolnym być człowiekiem
Nade wszystko cenię
Kajdany rzucić trzeba
Takie mam marzenie
Tylko jedna idea
Drogę mi przyświeca
Aby wyzbyć się tego
Co ból we mnie wznieca
Ileż to upokorzeń
Ja przez Ciebie miałem
Nic złego nie zrobiłem
Serce Ci oddałem
Wiesz że kocham szczodrze
Już taki jestem
Jednak mnie odrzuciłaś
Tym wymownym gestem
Ta ostatnia iskierka już
We mnie wygasła
Na nic były starania
Transparentne hasła
Przyjdzie umrzeć mi w bólu
Już chyba majaczę
Dobrze to zrozumiałem
Wolności nie zobaczę
Na zgodę
Który kolejny to już raz
Rdzewieje to co szlachetne w nas
Przypominać o tym już wstyd
Ty gardzisz ludźmi czy polak czy żyd
Nic nie znaczą losy świata
Nawet to że brat morduje brata
Masz to gdzieś to co Cię otacza
Uważasz się za mocarza świata
Tylko Ty i Twoje ego
Doprowadzą Cię na dno do niego
Mądrości moja tak rzekła
Stamtąd jedna droga jest do piekła
Życie wiele tu nie znaczy
A czart naleweczką zgubną raczy
Przekręcone wszystko w koło
I przed bożkiem chylisz swoje czoło
Pogląd inny masz na życie
Zdejmij maskę usłysz serca bicie
Ktoś do Ciebie rękę poda
Rzeknie to magiczne słowo-zgoda
Matka
Życiem i pogardą
Wiarą i nadzieją
Spoglądasz na ten świat
W twarz mi się śmiejąc
Bólem przesiąknięta
Wrogo nastawiona
Chcesz przytulić dziecko
Objąć je w ramiona
Kurczy rączki swoje
Ta istota mała
Gestem pokazuje
Kochać nie przestała
Prosi ruchem rączki
Mamuś wróć tu do mnie
Bo ta pani z kosą
Przyjdzie tutaj po mnie
I zabierze wszystko
To co cenne miałam
Raz już to przeżyłam
Kiedy mnie oddałaś
Limeryk o kogucie i kurze
Kogut chodząc za kurą,człapał krokiem równym
Chciał pokazać stadu,że jest wodzem głównym
Kura to zwidziawszy,na grzędę go zaprowadziła
Zniosła tam jajko,bardzo się cieszyła
Później chodząc po podwórku,pod nosem sobie gdacząc
Pomyślała,zrobię pośmiewisko niech wszyscy zobaczą
Kogut cwany trochę był i do kury rzecze swej
No kochana wskakuj na płot i też ze mną piej
List
Już chyba nie potrafię
Tak pięknie mówić do ciebie
Czas nam wszystko zabiera
I oddala gdzieś od siebie
Kiedyś było inaczej
Bezpowrotnie to minęło
Bez wiary i nadziei
Szukam tego co zginęło
Ono gdzieś na pewno jest
Skryte w twej podświadomości
Pozwól mi je odnaleźć
I w sercu mym niech zagości
W głębi duszy to skrywasz
Bólem przepojona do cna
Żal na papier przelewam
Rozpacz moja sięgnęła już dna
I co mi pozostało
Jedno do Ciebie wyznanie
Pomyśl o mnie chociaż raz
Do widzenia pa kochanie
Imieniny
Już z kwiatami pędzę do Ciebie
Piękny bukiet uzbierałem na łące
Jeszcze ranną rosą ociekają
Te żonkile i stokrotki pachnące
Przyjmij je ode mnie w podzięce
Za to wszystko co dla mnie zrobiłaś
Nie będę tu wszystkiego wymieniał
Dziękuje Ci za to że ze mną byłaś
Dorzucę Ci jeszcze jakiś prezent
I proszę nie rób tak niesfornej miny
To ma być dla Ciebie niespodzianka
Nie zapomniałem że są Twoje imieniny
Nowe życie
Miernotą świata stałem się
Nicością w głębi jak ten kurz
Dogryzam kości poszła precz
Cisza i pustka wokoło już
Zagubiony stoję nagle
Horyzont pejzaż wyznacza
Bladość uczuć mych mknie przez myśl
Diabeł w tym swe palce maczał
Z mądrością ziemi się bratam
Tyle mi tu pozostało
Idiotę błazna już grałem
Dla Ciebie to wciąż za mało
W mgnieniu oka wszystko pryska
Ja w błocie po pas się nurzam
Więcej już nic Ci nie powiem
I tak wyszedłem na tchórza
Ot godność moja zaszczuta
Trudno nie zgodzić się z tym
Na nowo życie układam
Nie ma miejsca dla Ciebie w nim
Czarownica to czy Anioł
Rozgryźć tego nie umie
Chatkę ma z piernika
Nogi moczy sobie w rumie
Czary puszcza i uroki
Na radyjku strasznie miesza
Gdy chce puścić jej całusa
To komputer mi zawiesza
Namieszała tutaj sporo
Każdy to już powie
Ale fajna jest dziewczyna
Choć Czarownica się zowie
A z serduszka dobroć bije
I miłości jest tam wiele
Ja wam mówię to jest zmyła
To jest Anioł w ludzkim ciele
Tyle dobra tutaj wnosi
I doradzić umie szczerze
Wszyscy tutaj ją kochają
Że to prawda jest ja w to wierze
Ty Aniołku się nie dąsaj
Ja odkryłem wszystkie karty
Wy kochani mi wybaczcie
Ja wam mowie to są żarty
Miłość której nie ma
Widzisz wciąż że ja płaczę
Serce me rozpruwa ból
Ciebie już nie zobaczę
Jak zbierasz kwiaty wśród pól
Naręcze polnych kwiatów
Nosił skoro nastał świt
To życie jest okrutne
Po nim został tylko mit
Miłością go darzyłaś
Uczuciem przepojona
Słowem ciepłym witałaś
Tak jak to umie żona
Gorąca miłość była
Nagle umarła i już
On poszedł swoją drogą
Nie przynosi Ci już róż
Z tęsknotą czekałaś
Nadzieją otulona
Wierzyłaś że powróci
I wpadnie w Twe ramiona
Lata te tak mijały
A czas pomału leci
I po nim Ci zostało
Rozpacz wspomnienie dzieci
Przeznaczenia nie oszukasz
Siedzisz sobie kawkę pijesz
Palcem w blat stołu stukasz
Nieraz sobie tak myślałeś
Przeznaczenia nie oszukasz
Na nic sława i pieniądze
Umysł błądzi gdy go szukasz
Popatrz na świat z innej strony
Przeznaczenia nie oszukasz
Tam jej nie ma już nie mieszka
Nie wiadomo po co pukasz
Miłość dawno już odeszła
Przeznaczenia nie oszukasz
Taka miłość
Jak twe oczęta się nagle przymykają
I zmysłowe ruchy wykonujesz w takt
Ukradkiem spoglądam na Twoje ciało
Tak wiele bym chciał ale odwagi mi brak
Ochoczo mnie zapraszasz do swej zabawy
Paluszka dygnięciem do grzechu kusisz mnie
Nie czekam długo biorę w ramiona swe
Delikatnie i ochoczo całuje Cię
Me dłonie po Twym ciele spływają w dół
Zmęczone życiem usta ocieram o kark
Rozkoszą tą nacieszyć pozwalasz mi się
Wszystko czego potrzebujesz czytam z warg
Spontanicznie i znienacka odwracasz się
Cierpienia uniknąć pragniesz znając ten ból
I uciec byś chciała tam gdzie nikt nie zna Cię
Już nie grac w tym życiu tylu marnych ról.
Radio
Ma historia jest zbyt krótka
Żeby mówić o dramacie
W Internecie was znalazłem
Super radio tutaj macie
Nuta fajna tu rozbrzmiewa
Nie brak wiary i nadziei
A zasługa jest w nim duża
Prowadzących tam didżei
Oni zawsze zachęcają
Do zabawy tu na czacie
U nich właśnie zaufanie
Tu największe zdobywacie
Tu skrzywienie nastąpiło
Tak to często w życiu bywa
I sielanka która trwała
Nad zbyt krótko się urywa
Tyle dobra i uśmiechy
Zaprowadzić tutaj chciałem
Tak się nie da cóż to szkoda
Teraz to już zrozumiałem
Każdy ma tu swoje cele
I teatrzyk swój w nim gra
Jedni lepiej inni gorzej
Moja rola dosięgła dna
Rozbrat zrobić wnet mi trzeba
I pożegnać wszystkich w koło
Wy wspomnijcie kiedyś o mnie
Jak tu było wam wesoło
I przeprosić jeszcze chciałem
Za niegrzeczne zachowanie
Nie raz byłem tutaj szorstki
Należało mi się lanie
A że prawdę sobie cenie
Już się na mnie tak nie patrzcie
Za te słowa napisane
Proszę bardzo mi wybaczcie
Przyjaźń z Aniołem
W góry raz się wybrałem
Pospacerować dobra rzecz
Gdy już schodzić w dół miałem
Starego kumpla napotkałem
Uścisnąłem jego dłonie
A on prezent zrobić mi chciał
Choć z nazwiska tylko Anioł
Piękne skrzydła miał
Rzecze do mnie przyjacielu
Ja ci skrzydła ofiaruje
Niech w przestworza Cię poniosą
I miłości wiatr poczujesz
Pomyślałem trochę nad tym
Mnie miłości już nie trzeba
Ale mam gdzieś przyjaciela
Niech i On skosztuje nieba
Skrzydła te ofiarowałem
Aniołkowi tak się zowie
Ona zawsze mi mówiła
Jedno skrzydło nosi w sobie
Teraz komplet będziesz miała
I unikniesz tej ironii
Kiedy tylko będziesz chciała
Miłość życia już dogonisz
Niech Aniołek tak szybuje
Nad polami i winnicą
I niech siebie nie nazywa
Brzydką wstrętną czarownicą
Aneks
Aniołkowi się przydadzą
Ona w takiej jest rozterce
W górę wzbije się pod słonce
Z tamtą dojrzy moje serce
Niezrozumienie
Teraz przyjdzie mi z tym żyć
Już się z losem pogodziłem
Wszystko co piękne zniszczone
Przepraszam że was zraniłem
Tych uśmiechów mi brakuje
Jakoś w głębi duszę się
Czemu los mnie tak pokarał
I nie rozumie czemu mnie
Uśmiechnięty i radosny
Nagle trach krnąbrny oraz zły
Słyszę wgłębi jakieś głosy
Ty nie pasujesz do tej gry
Cóż takiego ja zrobiłem
To pytanie dręczy duszę
Odpowiedzi nie otrzymam
Z tym pogodzić się muszę
Lecz w pamięci ciągle mam
I w serduszku Was noszę
Wy przebaczcie mi kochani
O to tylko ja Was proszę
Coś dla ciała
Muśnięciem warg
Ocierasz się o mnie
Dreszcz przechodzi
Od stóp płynie po mnie
Rozkosz wielka
Ciało me przenika
Jakieś drgawki
Napięcie zanika
Już objęci
W uścisku miłości
Całuję Cię
W szale namiętności
I od Ciebie
Oderwać się nie mogę
Wyruszając
W miłosna drogę
Ręce błądzą
Po całym ciele
Boska jesteś
Dajesz mi tak wiele
I zmęczeni
Aktem tej miłości
Już wracają
Do dziennej szarości
Frustrat
Wiele mądrych rzeczy
Zostało już powiedzianych
Głupota pozostała
Jeszcze parę słów nieznanych
Jaką miarą miłość
Chcesz odmierzyć po wiec że mi
Kiedy ciągle ogień
W życiu naszym dymi
Złościsz się Ty o nic
Na świat tylko plujesz
Godność byś zachował
Zrozum co ja teraz czuje
Płacze bardzo cicho
Ale Ty tego nie słuchasz
Fochy swoje stroisz
Złością i gniewem wybuchasz
Dalej tak nie można
Prosić więcej Cię nie będę
Żebyś to zrozumiał
Tłumaczenie jest tu zbędne
Odeszła od niego
Nowe gniazdko sobie wije
Ale ma obawy
Ze wróci i ją zabije
Maruda
Nie mów na mnie maruda
O to Cię tylko proszę
I nie nazywaj mnie tak
Bo tego już nie zniosę
Słucham uważnie Ciebie
Mową Twą zachwycony
I gdy tak do mnie mówisz
Czuje się urażony
Nie marudzę nie ględzę
Cichutko sobie siedzę
Z przykrością wysłuchuję
Jak wciąż mówisz ze bredzę
Mów do mnie jak tylko chcesz
Dziubuś Serduszko Kotek
I nie martw się też o to
Ze nie unikniesz plotek
Gdy ludzie będą mówić
Wasze życie trąci nudą
Ty się tylko śmiej z tego
Powiedz im ze marudzą
List do ukochanej
Proszę przyjedź do mnie w góry
Tu będziemy spacerować
Krajobrazem się zachwycać
Przed światem pragnę Cię schować
Odpocząć chciałbym od tego
W spokoju z Tobą pobyć
W kominku ogień zapalić
W szatę Cię przyozdobić
Z bukietem kwiatów do łóżka
Śniadanie rano Ci nosić
Zobaczysz będzie wspaniale
I nie daj się dłużej prosić
Będziemy tylko we dwoje
Ja Ty i łono natury
Zostaw to wszystko kochanie
Przyjeżdżaj tu do mnie w góry
Na skraju lasu mam domek
J o jednym tylko marzę
Ciebie tam kochać namiętnie
Wielka miłością Cię darze
I Ciebie tak bardzo pragnę
Ze smutkiem budzę się z rana
Czekam na Ciebie tu w górach
Przejeżdżaj do mnie kochana
Oszukana miłość
Chodzę za Tobą wciąż
Wśród tylu łąk i pól
Szukam twego szczęścia
Serce przeszywa ból
Byłem tutaj nie raz
To miejsce dobrze znam
Na nic me nadzieje
Gdyż jestem dalej sam
Smutek mnie ogarnia
Tak jest -być nie musi
Nie mądry tylko ten
Kto losu nie kusi
Więc wziąłem dla Ciebie
I szybko Ci niosę
Bukiet pięknych kwiatów
O miłość Cię proszę
Tego nie zaznałem
Bardzo mi jest jej brak
I usycham niczym
Bez wody polny mak
Wreszcie Ja spotkałem
Była bardzo miła
Ale cóż z tego gdyż
Miłość odrzuciła
Co mi pozostało
Ciche tylko łkanie
Jedno mogę zrobić
Pisać tylko dla niej
To nie twoja wina
Kiedy na świat przyszłaś
Rodzice robili dziwne miny
Było pełno radości
Wszyscy Cię kochali potem chrzciny
I tak dorastałaś
Jako słodka malutka dziewczynka
Bez żadnych tez zmartwień
Płazem uszła Ci też każda winka
Później była szkoła
Zmartwień miałaś już bez liku
Mama w Ciebie wierzy
Cieszy się z każdego wyniku
Miłość przyszła nagle
I tu kolejność jest prawidłowa
Wkrótce już wesele
I stara śpiewka że boli głowa
Dzieci na świat przyszły
I swoje marzenia już spełniłaś
Piękną masz rodzinkę
Choć snu masz mało to o niej śniłaś
Już się na świat nie złość
I nie ma w tym niczyjej winy
Ty się tym nie przejmuj
Przecież dzisiaj są Twe urodziny