mysląpisane
  Poezja
 

 

 

        Marzenia

 

Tak dobrze Cię nie znam

By gwiazdy z Tobą liczyć na niebie

By móc Cię dotykać

I wiersze pisać tylko dla Ciebie

 

Spacerować rankiem

Boso po zroszonej jeszcze trawie

Przyglądać się kaczką

Pływającym w przydomowym stawie

 

Wieczorem chodzić

Z upojnej nocy czerpać korzyści

Kłaść się nad ranem spać

I prosić Boga by sen się ziścił

 

A naręcze kwiatów

Zerwanych na łące do stóp złożyć

I miłość Ci wyznać

I w spokoju starości dożyć

 

Piękne to marzenia

Na ziemię z obłoków spadamy

No i po co to wszystko

Przecież my się w ogóle nie znamy

   


 


 
Pajęcza sieć

 

Jak wiatr po kamieniu

Muskasz radosną twarz

Z pajęczej sieci

Drogę do serca tkasz

 

Ma być bardzo mocna

Przyległa do ciała

Taka niepozorna

By ból zadawała

 

Prawie konający

O litość Cię proszę

Zdejmij ją ze mnie

Ja tego nie zniosę

 

Wolnością się cieszyć

Nie dane mi było

Teraz zrozumiałem

Gdy czasu ubyło

 

Jak wiatr po kamieniu

Muskasz zranioną twarz

Z pajęczej sieci

Drogę zza światy tkasz

  

 

  





 
Tląca się nadzieja

 

Moknę na deszczu

Krople po twarzy spływają

Czekam na Ciebie

Takiego mnie ludzie znają

 

Że zacna dusza

I wariat mówią na mnie też

Gdyż ja tak stoję

A po mnie spływa letni deszcz

 

Przemokłem cały

I tylko kwiaty ożyły

Pachnące róże

Co bukiet piękny tworzyły

 

Ożyła dusza

Gdy ją za rogiem ujrzałem

To piękny widok

Z zachwytu oszalałem

 

W tym wariactwie

Szaleńczy bieg przez kałuże

Dla niej to wszystko

Nie bacząc na deszcz burze

 

Nadal tak biegam

Któryś już rok z kolei

I nie mam dosyć

Nie tracąc wiary nadziei

   

 




 
Miłość na łące

 

Zrywasz polne kwiaty

Uśmiech wysyłasz uroczy

Biegniesz do mnie-stajesz

Spoglądasz w moje oczy

 

Całusa mi dajesz

Pod noskiem sobie chichocząc

No złap mnie kochanie

Wysyłasz sygnał ochoczo

 

Nacieszyć się życiem

Pragniesz w tej jednej chwili

Marzenie masz takie

Byśmy wciąż szczęśliwi byli

 

I siadasz na trawie

I z kwiatów wianek wijesz

Nad tobą się schylam

Słodycz z ust moich pijesz

 

Tak leżąc na łące

Licząc obłoki na niebie

Pragnę Twej miłości

Bo ja kocham tylko Ciebie

  




Spojrzeniem swym ogarniam

To co cenne jest w Tobie

Życzliwość dobre słowo

Resztę zachowam sobie

 

I nie dopowiem tego

Co dla mnie jest zagadką

Zadrę nosisz w sercu

Choć jesteś dobrą matką

 

Zrozumieć tak trudno jest

Ból drugiego człowieka

Odwracasz się od Niego

On na przyjaźń twą czeka

 

Więc ja się nie poddaje

Niech kwitnie miłości kwiat

Swą pomoc ofiaruje

Wiem nie ma ludzi bez wad

 

  

 

  




 
Wredny typ

 

Męczę się latami

Serce przeszywa ból

Ciężko o tym mówić

Na ranę sypiesz sól

 

Porażką nazywam

To co łączyło nas

Rozliczyć to wszystko

Nadszedł już czas

 

Nie chcę Twych bukietów

Sztucznie robisz ten gest

Doskonale już wiem

Łajdak z Ciebie jest

 

Dzieci mi jest szkoda

Bo cierpią tak jak ja

Dość mam już przeprosin

Kolejna płynie łza

 

Cóż Cię to obchodzi

Twoja trwa sielanka

Życie mi zepsułeś

Ty i twa kochanka

 

Kłócić się nie będę

Z losem się godzę

Żegnaj Ty łajdaku

Od Ciebie odchodzę

 





Rana

 

Przyszedłem więc jestem

Na dłużej zostanę

Nadzieję przyniosłem

By ukoić ranę

 

Tak wielka jest ona

Na sercu ją noszę

Zabliźnić się nie da

O uśmiech Cię proszę

 

Jego mi brakuje

I chęci do życia

To koniec marazmu

Wychodzę z ukrycia

 

Na nowo dzień zacznę

Kochanie Ty moje

Ja z Tobą zostaję

Na zawsze we dwoje


 

 



Czy to miłość

 

Lęku ustrzec się nie mogę

W strachu ogromnym żyję

Jakby tego było mało

Gniew na sercu jeszcze kryje

 

Co tak na dno mnie zepchnęło

I w rynsztoku każe tkwić

Nie pozwala głowy podnieś

To tak nie musi nadal być

 

Dźwigam jednak się kochani

Ściągam sznur co pętał szyję

I popatrzcie tylko na mnie

Człowiek wrak a jeszcze żyje

 

Wiec powiedzieć coś wam pragnę

Że miłość to nie są żarty

Raz pokochasz i przegrałeś

Z uczuć zostaniesz obdarty

 


 


Wyznanie miłości

 

Mówię do Ciebie kochanie

A miłość tak promieniuje

Nie tylko w tym ciepłym dniu

Buziaki swe ofiaruje

 

Do nóg z pokorą padam

I ból mi serce przeszywa

To nie są puste wyznania

Miłość moja jest wciąż żywa

 

Tak kochać nie umie już nikt

Więc próżno szukać przyczyny

Zakochałem się po uszy

Nie ma w tym niczyjej winy

 

Wyznać jeszcze tylko pragnę

Dla czego mi nie wierzycie

Nie tylko w Walentynki

Że ja ją kocham nad życie


 



Urodziny 
 
 
Z pięknymi kwiatami 
Dziś do Ciebie przychodzę 
Całuję Cię w rękę 
I na wszystko się godzę 
 
Tak stoisz wystraszona 
Rumieniec masz na twarzy 
Przyjęłaś piękne kwiaty 
Coś więcej Ci się marzy 
 
Spoglądasz tak niewinnie 
Uśmiech wysyłasz do mnie 
Zapraszasz mnie do środka 
Mówisz usiądź wygodnie 
 
Zanim spocznę na sofie 
Prezent chciałbym Ci wręczyć 
Niech to będzie już za mną 
I nie będzie mnie męczyć 
 
A Tobie ofiaruje 
To co serce mi każe 
W dniu Twoich urodzin 
Spełnienia wszystkich marzeń

 


       
 
MOJE  ŁZY 

 

 

Smutny jest los gdy go dręczy

Miłość samotność lek i śmierć

Nadejdzie czas i rozweseli nas

Moje łzy

 

Samotność jest okrutna

Lecz Ty o tym nie wiesz

Bo Ty grono swych przyjaciół masz

 

Ja –jestem sam

I w ludzi tłum się pcham

Lecz odpychają mnie

 

Gdy Cię widzę to płacz mnie wzbiera

Jak to robisz powiedz mi

Lecz gdy ja płacze otrzyj łzy

Moje łzy

 

Jedni się śmieją radują i cieszą

Gdy na scenie pokazują ich

Poznałaś mnie i czego jeszcze chcesz

Mojej łzy

  

 

 


„Mowa jest srebrem

a milczenie złotem”

 

Pozwólcie mi jeszcze mówić

Ust moich nie zamykajcie

Bo chciałbym Wam coś powiedzieć

Raz jeszcze szanse mi dajcie

 

Niech ona będzie ostatnia

A potem to się okaże

Czy dobrze to zrozumiałem

Czy tylko bładze i marze

 

Więcej nie karzcie mi milczeć

Gdyż ja mówić ciągle muszę

Ona potrzebna mi bardzo

Bez niej to ja się duszę

 

Kneblować ust nie trzeba

Choć głupstw palnąłem wiele

Potrafię do serca dotrzeć

Że ciarki przejdą po ciele

 

Tu głos celowo zawieszam

Milczenie ponoć złotem jest

Wiec dla waszej przyjemności

Taki to uczyniłem gest

 

          


 
 
Dla Ciebie

 

 

Błękitu twych oczu nie zmieni nikt

Wyraz Twej twarzy mi pozostanie

Po co dajesz uśmiech z Twoich stron

Dlaczego Ty mi go tutaj dajesz

 

Dał bym Ci wiele czego nie masz Ty

Uśmiech na twarzy kolorowe sny

Radość z życia piękny duży dom

Zapach wrzosu cudowną jego woń

 

Na spacerze raz powiedziałaś mi

Zbudować dom nie potrafił nikt

Spróbuj ty może to uda ci się

A zdobędę w życiu jakiś cel

 

Gdy będziemy razem kroczyć drogą tą

Zobaczymy radość i nasz wspólny dom

A u progu domu dziecię będzie stać

Będzie głośno płakać a potem się śmiać

 

 


 

   Kłamstwo

  

Skradzione chwile

Które tak szybko mijają

Zranione dumą

Puste słowa co zostają

 

Krwawe ów serce

Zawieszone w przestworzach

Jak wrak dryfuje

Po wzburzonych gniewem morzach

 

Cóż począć można

W tej beznadziejnej chwili

Wszyscy odeszli

A tak jakby tutaj byli

 

Na próżno szukać

Słów które coś jeszcze znaczą

Robiłem głupstwa

I niech ludzie mi wybaczą

       

 

 

 



Erotyk

 

Dwie lampki szampana

Muzyka cicho gra

W półmroku leżą

Naga kobieta i ja

 

Cichutko jak kot

Ja na nią wchodzę

Wyostrzam me zmysły

Puszczam fantazji wodze

 

Swe ciało tak pręży

Już dostała drgawki

A ja na jej piersi

Kładę słodkie truskawki

 

I za jednym ruchem

Móc je w usta schować

Połknąć ów truskawki

Piersi czule całować

 

Namiętne całusy

Zostawiam na brzuszku

A język mój ginie

W jej cudnym pępuszku

 

Co później się działo

Już zdradzić nie mogę

Powiem tylko tyle

Ze trzymałem jej nogę

 

Jęczała z rozkoszy

To jeszcze wam wyznam

Do innych już rzeczy

Na pewno się nie przyznam

 

 




Zimna jak lód

 

 

I świeca zgasła

I cisza nastała

Dotykiem mych ust

Pragnę twego ciała

 

Tak bardzo pragnę

Rozkoszą już żyję

Namiętny całus

Pada na twą szyję

 

Po karku spływa

Ku dołowi schodzi

W grze miłosnej

O to przecież chodzi

 

Rękoma swymi

Bada wypukłości

Tak bardzo pragnie

Dzikiej namiętności

 

I wszedł ochoczo

W jej piękne uda

Nagle słyszy głos

Skarbie ? Co za nuda !

 

 




 
Maratończyk

 

Biegnę coraz szybciej

Życia dogonić nie mogę

Już mi tchu brakuje

Lecz ktoś podstawia mi nogę

 

Z hukiem upadam

I z trudem się podnoszę

Pozwólcie dalej żyć

O to dziś was tylko proszę

 

Choć niejedną szansę

W swym życiu otrzymałem

Kłamstwem ciągle żyłem

A prawdy strasznie się bałem

 

Resztą sił wciąż biegnę

A oczy krwią mi zachodzą

Złe życie przemija

Nadzieje nowe się rodzą

 

Nic już nie poradzę

Że miłość w sercu ginie

W zakłamanym świecie

Nieustannej bieganinie

 




Miłość w prezencie

 

W blasku świec

W mroku ciemności

Przychodzisz nagle

Jak demon światłości

 

Zeń blask przebija

I serce me rani

W obłędzie zerkam

Prześliczna Ty pani

 

Gdy dotknąć pragnę

By rozgrzać w głębi

Ust delikatnych

Co zmysł mój oziębił

 

I muc jeszcze raz

Ofiarować tobie

Ten piękny prezent

Co miłość się zowie

 

 



Moja miłość

 

Łzawią oczy

Krwawi dusza

Miłość moja

Niczym susza

I w nadziei

Zostać każe

Ja o tobie

Tylko marze

 

W tobie widzę

Jak w otchłani

Samo dobro

Droga pani

Tyś jest grzechu

Mego winą

Tyś nadziei

Mej przyczyną

 

Nie daj prosić

Się już więcej

Przyjmij serce

Me w podzięce

I dla Ciebie

Do stóp padam

Wybacz proszę

Tak powiadam

 

Oj czcigodna

Ty królowo

Proszę szepnij

Tylko słowo

Bym mógł myśleć

Żem jest w niebie

Bo ja kocham

Tylko Ciebie

 




Sofa

 

Oj sofo kochana

Nie ma się co złościć

I uchyl choć rąbek

Dla przemiłych ów gości

 

Strudzeni są bardzo

Przybyli z daleka

Stanęli przed tobą

Niewiedzą co ich czeka

 

Dywan już chichocze

I obraz tylko zerka

Wiedząc co się święci

Sofa gra z nami w berka

 

Na krześle bez nogi

Siedzieć nam tu każe

Ironicznym uśmiechem

Rzeczywistość zamaże

 

I nadal zabawa

Okrutna by trwała

Lecz agresja gości

To zjawisko przerwała

 

Strasznie pobudzeni

Niczym małe dzieci

Wzięli krnąbrną sofę

Wywalili na śmieci

 

Morał

 

Teraz rozpaczają

Nie ma na czym siedzieć

Złość złym jest doradcą

I o tym trzeba wiedzieć

 





„Moje życie wymyka się z pod kontroli ”

 

 

            Myślę  że  w latach szkolnych

            Ta historia się zaczyna

            Gdy miłość nagle przychodzi

            I niczyja w tym wina

 

            Serce zaczęło mocniej bić

            I wszystko na głowie staje

            Rozum mówi co innego

            Z tym rady sobie nie daje

 

            I właśnie chłopca poznałam

            Z nim plany na przyszłość wiąże

            Tu głos się Matki odzywa

            Dziecko! Ty czas masz na ciąże

 

            Rodziców słuchać rzecz święta

            I chłopiec poszedł w odstawkę

            Ja nadal sama się męczę

            Życie me złapało czkawkę

 

            Lata błogo upływają

            Wiecie co mnie bardzo boli

            Nie że nie ma fajnych chłopców ?

            Nad miłością brak kontroli

 

            Więc żalić się już nie będę

            I stroić nie ma co focha

            Wirze że znajdzie się taki

            Co przyjdzie i mnie pokocha

 

 




Miłość

 

 

Dotyku bliska

Gdy czar pryska

Żalem rozdarta

Życiowa karta

Zgubiona w sobie

Oddana tobie

Owa istota

Miłość i cnota

 

Dawne marzenie

Zgubne myślenie

Twoje złości

W imię miłości

Kochanie moje

Przy tobie stoję

Nadzieją wsparty

Do cna obdarty

 

Moje wspomnienie

Twoje istnienie

W sercu mym gości

Klucz do miłości

Otwieram nim drzwi

Życie ze mnie kpi

Zginam kolana

Żegnaj kochana

 

 



Barbórka

 

 

Od wieków wielce strudzeni

Odważni i bardzo dzielni

Kochający swoją prace

Górnicy ,ziemi swej wierni

 

Ciężki zawód wykonują

I strachu oni nie znają

Przed niczym się nie ulękną

Gdy w dół szybem zjeżdżają

 

Górnicy św.Barbarę

Nade wszystko pokochali

I dla Niej to zrobić chcieli

Barbórką święto nazwali

 

Św.Barbara , tradycja

Od przodków przekazana

Do niej modlą się w pracy

Przed nią zginają kolana

 

Swe życie Jej powierzają

Z nadzieja że ich obroni

Każdy ma Ją za patronkę

I łezkę do Niej uroni

 

Pod ziemią ciężko harują

W strasznym huku i skwarze

Nic sobie z tego nie robią

Ufają św. Barbarze

 

 

 






Mikołaj

 

Już saniami zajechały,

Już dzwoneczki rozbrzmiewają,

Renifery z mikołajem,

Wór prezentów dla nas mają

 

Dla każdego coś się znajdzie

On z dalekiej to Laponii

Zabrał wszystkie więc prezenty

I do dzieci szybko goni

 

Dużo pracy miał w tym roku

Każdy prosi coś innego

A więc Św. Mikołaju

Zajrzyj też do domu mego

 

Na twój przyjazd długo czekam

I skarpetę powiesiłem

A talerzyk z ciasteczkami

Przy kominku zostawiłem

 

Ty się nimi więc poczęstuj

One nie są tu ozdobą

Wiele dzieci jeszcze czeka

Długa droga jest przed Tobą

 

W ten grudniowy piękny wieczór

Wszyscy się obdarowują

I nie tylko te malutkie

Serduszka nam się radują

 




Zmartwienie

 

Wiesz co martwię się o Ciebie?

 

Radość w Twoim sercu zagościła

Uśmiech na Twej twarzy bywał

Powiedz że mi czemu moja miła

Smutna nagle się zrobiłaś.

 

Wiesz co skarbie TY mój?

 

Oczka Twe zielone pięknie świecą

I głosik Twój urzeka mnie

Przed oczyma mam postać kobiecą

Choć doprawdy ja nie znam jej.

 

Wiesz co powiem więcej?

 

Patrząc na zdjęcia twe, myślę sobie

To tajemnica wielka jest

Tyle czaru i wdzięku jest w tobie

I nie wiem co ja tu robię.

 

Wiesz co daj spokój?

 

Czasu mało dzień szybko umyka

Żyjesz na krawędzi strachu

Trudy życia z tym się borykasz

Jak lunatyk chodzisz po dachu.

 

Wiesz co nie mów nic?

 

Niech usta Twoje słodkie zamilkną

Gdyż buziak nic nie jest warty

Myślisz sobie że przyjaźń nie zła jest

Tak ty robisz sobie żarty.

 




Kim jestem?

 

Pytasz ty mnie kim ja jestem?

Nie mówię nic Ci kochanie

Oczekujesz odpowiedzi

Nie! I Niech tak to zostanie

Wiem że chciałaś wiedzieć więcej

Kim jestem? Jak żyje? Co ja robię?

A ja słowami Cię nęcę

I nie u jawnie to Tobie

Złość w Tobie wzbiera się duża

Gniew ogromny Cię roztacza

Wszystko Cię wokół wkurza

Że spotkałaś takiego gracza

Uchyl rąbka tajemnicy

Co go skrywasz potajemnie

Niech się i ja dowiem o tym

Ze nie igrasz sobie ze mnie

To są, tylko puste słowa

Proszę Cię powiedz coś więcej

Niech nie boli mnie już głowa

Nie poddawaj mnie tej męce

Chyba kończyć to już trzeba

Czas najwyższy odkryć karty

Niech Bóg przychyli Ci nieba

A to wszystko to są żarty.

 



Wakacje

 

W - czas relaksu, czas osłody.

Ale jak tu wypocząć, gdy wokoło pełno wody?

Leje już siódmy dzień z kolei

Nie ma na poprawę pogody nadziei.

 

Martwią wszyscy się co będzie. Znów powódź?

Podtopienia wszędzie.

Wszystko pływa i dryfuje

aż się krew w żyłach gotuje.

 

Pogoda taki psikus nam zrobiła,

Wszystkich wokół zasmuciła.

I widoków nie ma na to,

By upalne przyszło lato.

 

Każdy ma już dosyć tego. Ale cóż to?

W radiu mówią :idzie do dobrego.

Ledwie słońce przez chmury się przedarło.

Idzie upał!- jakiś spiker zdziera gardło.

 

Radość w sercach zagościła

że pogoda bardzo miła.

Dość już ma my tych udarów,

Gryzących bąków, komarów.

 

Za tęsknili wszyscy za chłodem.

Mit o upale legł, jak kamień w wodę.

Natura człowieka pokrętna jest,

Gdy świeci słońce-on deszczu chce.

 

Morał:

I tak można by pisać do woli

Nieszczęśliwy ten ,

Co tylko biadoli.

 



Zazdrość

 

Zazdroszczę Ci Twojego świata,

Tylu rzeczy na raz Ci zazdroszczę,

Chodzę sobie i myślę tylko o tym,

Że życie moje nie jest najprostsze

 

Zazdroszczę Ci też tego,

Że rano wstajesz, uśmiech masz na twarzy

Ja spoglądam tylko w lustro na ścianie

I taki uśmiech mi się marzy

 

Za dnia chodzisz wesoła

Radość z serca Ci bije

Tego Ci też zazdroszczę

Gdyż ja w smutku tylko żyję

 

Zazdroszczę Ci upojnej nocy

I gwiazd świecących wysoko na niebie

I wszystko co Cię otacza

Bo to wszystko należy do Ciebie

 

Zazdrość mnie tak przesiąkła

I nie potrafię bez niej żyć

Ja żyję w innym świecie

A tutaj tak właśnie musi być





Nieznajoma

 

Jasne włosy spodnie jeans

Tak to chyba byłaś Ty

Szłaś ulicą lekko tak

Twoje włosy targał wiatr

 

Piękna buzia uśmiech ten

Co zakłóca każdy sen

Każdą myśl i każdy gest

Powiedz tylko co to jest

 

W oczach Twych błękit lśni

A Ty nic nie mówisz mi

Twoje ruchy i Twój gest

Tak zniewalający jest

 

Drzemie w Tobie duża klasa

Buty nosisz na obcasach

W górę zadarty nosek masz

W co Ty ze mną tutaj grasz

 

To są żarty wybacz mi

Nie widziałem nigdy Cię

Więc gdy słowa mówię te

Nie myśl o mnie wcale źle





Rozstanie

 

Na zimnym mym ciele

Rozkładasz swe ręce

By spojrzeć uczuciem

Na szczere me serce

 

Widzisz w dali wiatr drzewa kołysze

Chodziłaś nie raz tymi drogami

Tu słowik tam kos przerywa ciszę

Wiem że zawsze będziesz tęsknić za nim

 

Po co ci ja byłem

Na co ci udręki

Innym światem żyłaś

Więc skróć że me męki

 

Tyle w tobie widziałem dobrego

Choć w oczach pustka ogromna

Zdziwienie ogarnęło mnie samego

Jak wedle mnie Ty jesteś bezbronna

 

Wzbraniasz się jak możesz

Ciągniesz swoje myśli

Każdej o to porze

Chcesz by sen się z iścił

 

Próżno szuka twej ubogiej miłości

Wśród lasów jezior twej gościnności

Czym sobie na pogardę zasłużyłem

Czym to ja Cię tak strasznie zraniłem 

 





 
Brak miłości

 

Nawet nie znam twojego uśmiechu

Choć szczery on zapewne jest

Czemu Ty wciąż kusisz mnie do grzechu

Powiadasz że taki masz gest

 

Tak wpatrując się w oczy twoje

Dostrzegam obawę i lęk

To ja chcę iść przez życie we dwoje

Ty nie chcesz. W tym cały sęk

 

To pustka w me serce się wdarła

I kwitnie tam jak zwiędły kwiat

Tylko miłość nie skaczę do gardła

Bo jej akurat tutaj brak

 

I tylko słowa mi pozostały

I nimi karmię dzisiaj się

I to nie są jakieś tam banały

Tak naprawdę ja kocham Cię.






Poznałem Cię

 

Poznałem Cię.

Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

Mówię do Ciebie, całuski Ci ślę.

 

Poznałem Cię.

Fajnie mi z tym, wciąż myślę o Tobie.

Nie miewam głupie już sny.

 

Poznałem Cię.

Chcę mi się żyć, wiesz dobrze,

że przy Tobie chcę być.

 

Poznałem Cię.

Ty tego nie doceniasz, coś mi mówisz.

Nagle wszystko odmieniasz.

 

Poznałem Cię.

Wszystko skończone, zabieraj się stąd.

Znajdź sobie inną żonę.

 

Teraz to rozumiem i w pierś biję się,

bardzo mi przykro, że poznałem Cię.

 




Miłość Platoniczna

 

Czemu mir Twój zakłóciłem

Ból ogromny wyrządziłem

Teraz myślę kochanie

Co się z nami stanie

 

Miałaś szczęście, radość z życia

Wiele celów do zdobycia

Miałaś uśmiech na twarzy

Nic się już nie wydarzy

 

Już nie będzie tak uroczo

Już nie prosisz mnie ochoczo

Teraz mówisz zostań sam

Już nie wejdziesz do mych bram

 

Proszę jeszcze podaj rękę

Ty się zlituj, skróć mą mękę

Serce pęka w rozpaczy

Czy mi teraz wybaczysz

 

Czy ja umiem żyć bez Ciebie

Żyję w bólu i gniewie

Złościć nie ma się tu o co

Późno chodzić spać nocą

 

Czas zakończyć to gadanie

Czy to miłość jest kochanie

Oj! Stajesz się cyniczna

Mówiąc że to miłość platoniczna



 


 
Pamięć

 

Ciągle słyszę słowa te, czy pamiętasz mnie?

W sercu sobie grają, żyć mi nie dają

 

Znów myślałem o Tobie kiedy dzień nastał

Później była rozpacz, ból w sercu narastał

 

Dzień po dniu tak przemijał, ciężko było mi

Każda myśl o Tobie to tylko smutek -łzy

 

A nocami gdy wszyscy smacznie sobie śpią

To ja walczę nieustannie z myślą tą

 

Z myślą która mnie przeraża okrutnie

Czy mi to życie marne mą głowę utnie

 

Taka to jest moja dola i udręka

Teraz krzyż ten niosę z bólem na rękach

 

Wzbieram się w sobie i napisze jeszcze coś

O przyjaźni i miłości, Tobie na złość

 




Topielec

 

Na pięknej tafli widzę swe odbicie,

Gdy chodziłem z myślami tu nie raz,

Te kwiaty. Kałuże i polne poszycie

I echo które odzywa się w drzewach.

 

Jak dobrze było usiąść tu nad

brzegiem

I nad losem swym rozmyślać w ciszy

To ja umiałem słuchać ryb i ptaków

I sercem przemówić do polnej myszy

 

W jednej chwili zatracić wszystko chciałem

Po co los okrutny zetknął nas dwoje

Skok życia w tą otchłań oddać musiałem

By uwolnić się od dobroci Twojej

 

Pięknie tu teraz, beztrosko i błogo

Tylko krajobraz mi został dziewiczy

Oj Panie weź duszę moją do nieba

Na tym świecie niech nikt na mnie nie liczy.





 Ku wolności

 

Chodzę splątany w ciszę

Myśli głęboko chowam

Zamknąć się w sobie pragnę

Kluczem są moje słowa.

 

Miejsca znaleźć nie mogę

W przestworza chcę rzucić

To co było. Zapomnieć

By z myślą się nie kłócić.

 

Odwagi mi potrzeba

By myśleć o miłości

Stoczyłem się jak kamień

Ku nowej lepszej wolności.

 

Teraz już tak nie myślę

I inne cele już mam

Bo gdy się to powtórzy

Wiem. Nie jestem tutaj sam.





 
Bieszczady

 

Idę w połoniny

To moja kraina jest

Rozkwita wszystko w maju

Tu mlecz pachnie a tam bez

 

Szlakami sobie chodzę

Patrzę jak rośnie sosna

Na kwiatku usiadł motyl

To znak że przyszła wiosna

 

Tak dziko porośnięty

Tak błogo dziewiczy

Ten piękny las bieszczadzki

W nim można się zachwycić

 

Ten krzyż z polnej brzozy

Jak gdyby wieki tam stał

Stary człowiek go zrobił

Rzemiosło dobrze swe znał

 

I piękna cerkiew tu jest

I pop udziela rady

Gdy zbłądzisz duszo moja

Wyruszam w Bieszczady.

 




Niepokój

 

Zagubione myśli moje

Krążą niczym wicher wśród tatr

I żyją tylko nadzieją

Której akurat jest mi brak.

 

Brak mi jest nie tylko wiary

Chęci do życia też mi brak

Powoli staczam się na dno

Dryfuję jak stary wrak.

 

Od dna odbić się nie umiem

Dobrze w marazmie tak tkwić

Dajcie mi już święty spokój

Proszę was pozwólcie mi żyć.





King

 

Lew zaryczał:

 

Zebrawszy wszystkich w koło rzekł

Udaję się na odpoczynek do zmroku

I niech nie myśli ktoś z byle jakich przyczyn

Że łatwy jest to do prawdy wyczyn.

 

Ciężko jest odpoczywać całymi dniami

I się zajmować wyłącznie swoimi sprawami

Gdy inni polują by dzieci swe nakarmić

Mnie z tego wyręczają lwice-żony marne

 

Tak się swych rozkoszach i przepychu pławił

Że wieś o królu nierobie wnet rozsławił

Ale nie wziął pod uwagę chyba tego

Że może mu się przytrafić coś złego

 

Po dziś sielanka wspaniała by trwała

Gdyby jedna z lwic go nie wydała

I czy to się komuś podoba czy nie podoba

Ustrzelił myśliwy w końcu tego snoba

 

Morał:

 

Legenda po nim tylko została

O królu co nie dbał o innych

Tylko o rozkoszach swego ciała





Ikar

 

Wzbiłem się wysoko

Jak ptak ku obłokom

Rozkładam ręce swe

I w przestworza mknę.

 

Wiatr mnie tak kołyszę

Bajecznie się czuję

Wracać mi się nie chcę

Życie mnie raduje.

 

Wzloty tylko miałem

Życiem się cieszyłem

Teraz zrozumiałem

Draniem tylko byłem.

 

Rachunek sumienia

Zrobić by mi trzeba

Zanim runę w dół.

 

Jeszcze raz

Dotknąć pragnę nieba.

 




Obraz

 

Namaluj mi piękny obraz

O to Cię proszę

Psa rodzinę i mieszkanie

Wszystko po trosze

 

Niech i tam będzie kwiat róży

Piękny czerwony

Niech ja go ofiaruję

Do stóp mej żony

 

Niech siedzi sobie na sofie

I się raduje

Wielką miłością ją darzę

Ona to czuje

 

Jeszcze Cię proszę podkreśl

Oczy zielone

One tak niewinnie patrzą

Na moją żonę

 

Domaluj jeszcze coś i niech

Obraz mają

Jako dowód w miłości

Że się kochają






Złość

 

Przyniósł jej duży bukiet

Tyleż pięknych kwiatów

I całusa dołożył

Do barw i wiwatów

 

A gdy jej kwiaty wręczał

I uśmiechem raczył

Strasznie go rozzłościło

To co tam zobaczył

 

Nagle gniew go ogarnął

Że on nadal tam stał

Popatrzył tylko na nią

Kwiaty ze złości rwał

 

Z bukietów konwalii

Zerwał dzwonki duże

Tak nimi potrząsał

Aż wywołał burze

 

Tak złościł się dni kilka

Aż nastała tęcza

Nie wiedząc że życie jest

Złe-jak sieć pajęcza

 

Gdy tylko w nią wpadniesz

Zaraz to odczujesz

Na czym polega miłość

Kto cię oszukuje

 

Na nic nerwy i złości

Musisz to zrozumieć

Żeby wyjść na człowieka

Przebaczać musisz umieć


 




Cierpienie

 

Kosmyk Twych włosów biorę

Wplatam w barwy tęczy

Poranek piękny nastał

Ta cisza mnie męczy

 

Męczy mnie tak ogromnie

I żyć mi nie daje

Głos mi w gardle zamiera

Włos na głowie staje

 

Ten spokój mnie zabija

Strasznie się go boję

Teraz jestem tutaj sam

Mogło być nas dwoje

 

Hałasu mi potrzeba

Krzyku, gwaru, wrzasku

By zapomnieć o Tobie

Bez fanfar i oklasków

 

By zapomnieć w bólu

Męce i rozpaczy

Wszystkiemu winna jesteś

Niech Bóg Ci wybaczy


 





  Zniewolenie

 

W Twe czcigodne ręce

Żądając wolności

Wkładam oręż nadziei

Ku lepszej wolności

 

By to co było kiedyś

Się nie powtórzyło

I Twe zniewolenie

Me serce raniło

 

Bo wolnym być człowiekiem

Nade wszystko cenię

Kajdany rzucić trzeba

Takie mam marzenie

 

Tylko jedna idea

Drogę mi przyświeca

Aby wyzbyć się tego

Co ból we mnie wznieca

 

Ileż to upokorzeń

Ja przez Ciebie miałem

Nic złego nie zrobiłem

Serce Ci oddałem

 

Wiesz że kocham szczodrze

Już taki jestem

Jednak mnie odrzuciłaś

Tym wymownym gestem

 

Ta ostatnia iskierka już

We mnie wygasła

Na nic były starania

Transparentne hasła

 

Przyjdzie umrzeć mi w bólu

Już chyba majaczę

Dobrze to zrozumiałem

Wolności nie zobaczę





Na zgodę

 

Który kolejny to już raz

Rdzewieje to co szlachetne w nas

Przypominać o tym już wstyd

Ty gardzisz ludźmi czy polak czy żyd

 

Nic nie znaczą losy świata

Nawet to że brat morduje brata

Masz to gdzieś to co Cię otacza

Uważasz się za mocarza świata

 

Tylko Ty i Twoje ego

Doprowadzą Cię na dno do niego

Mądrości moja tak rzekła

Stamtąd jedna droga jest do piekła

 

Życie wiele tu nie znaczy

A czart naleweczką zgubną raczy

Przekręcone wszystko w koło

I przed bożkiem chylisz swoje czoło

 

Pogląd inny masz na życie

Zdejmij maskę usłysz serca bicie

Ktoś do Ciebie rękę poda

Rzeknie to magiczne słowo-zgoda

 




Matka

 

Życiem i pogardą

Wiarą i nadzieją

Spoglądasz na ten świat

W twarz mi się śmiejąc

 

Bólem przesiąknięta

Wrogo nastawiona

Chcesz przytulić dziecko

Objąć je w ramiona

 

Kurczy rączki swoje

Ta istota mała

Gestem pokazuje

Kochać nie przestała

 

Prosi ruchem rączki

Mamuś wróć tu do mnie

Bo ta pani z kosą

Przyjdzie tutaj po mnie

 

I zabierze wszystko

To co cenne miałam

Raz już to przeżyłam

Kiedy mnie oddałaś


 




 
Limeryk o kogucie i kurze

 

Kogut chodząc za kurą,człapał krokiem równym

Chciał pokazać stadu,że jest wodzem głównym

Kura to zwidziawszy,na grzędę go zaprowadziła

Zniosła tam jajko,bardzo się cieszyła

 

Później chodząc po podwórku,pod nosem sobie gdacząc

Pomyślała,zrobię pośmiewisko niech wszyscy zobaczą

Kogut cwany trochę był i do kury rzecze swej

No kochana wskakuj na płot i też ze mną piej

 




List

 

Już chyba nie potrafię

Tak pięknie mówić do ciebie

Czas nam wszystko zabiera

I oddala gdzieś od siebie

 

Kiedyś było inaczej

Bezpowrotnie to minęło

Bez wiary i nadziei

Szukam tego co zginęło

 

Ono gdzieś na pewno jest

Skryte w twej podświadomości

Pozwól mi je odnaleźć

I w sercu mym niech zagości

 

W głębi duszy to skrywasz

Bólem przepojona do cna

Żal na papier przelewam

Rozpacz moja sięgnęła już dna

 

I co mi pozostało

Jedno do Ciebie wyznanie

Pomyśl o mnie chociaż raz

Do widzenia pa kochanie






Imieniny

 

Już z kwiatami pędzę do Ciebie

Piękny bukiet uzbierałem na łące

Jeszcze ranną rosą ociekają

Te żonkile i stokrotki pachnące

 

Przyjmij je ode mnie w podzięce

Za to wszystko co dla mnie zrobiłaś

Nie będę tu wszystkiego wymieniał

Dziękuje Ci za to że ze mną byłaś

 

Dorzucę Ci jeszcze jakiś prezent

I proszę nie rób tak niesfornej miny

To ma być dla Ciebie niespodzianka

Nie zapomniałem że są Twoje imieniny

 




  
Nowe życie

 

Miernotą świata stałem się

Nicością w głębi jak ten kurz

Dogryzam kości poszła precz

Cisza i pustka wokoło już

 

Zagubiony stoję nagle

Horyzont pejzaż wyznacza

Bladość uczuć mych mknie przez myśl

Diabeł w tym swe palce maczał

 

Z mądrością ziemi się bratam

Tyle mi tu pozostało

Idiotę błazna już grałem

Dla Ciebie to wciąż za mało

 

W mgnieniu oka wszystko pryska

Ja w błocie po pas się nurzam

Więcej już nic Ci nie powiem

I tak wyszedłem na tchórza

 

Ot godność moja zaszczuta

Trudno nie zgodzić się z tym

Na nowo życie układam

Nie ma miejsca dla Ciebie w nim

 




Czarownica to czy Anioł

Rozgryźć tego nie umie

Chatkę ma z piernika

Nogi moczy sobie w rumie

 

Czary puszcza i uroki

Na radyjku strasznie miesza

Gdy chce puścić jej całusa

To komputer mi zawiesza

 

Namieszała tutaj sporo

Każdy to już powie

Ale fajna jest dziewczyna

Choć Czarownica się zowie

 

A z serduszka dobroć bije

I miłości jest tam wiele

Ja wam mówię to jest zmyła

To jest Anioł w ludzkim ciele

 

Tyle dobra tutaj wnosi

I doradzić umie szczerze

Wszyscy tutaj ją kochają

Że to prawda jest ja w to wierze

 

Ty Aniołku się nie dąsaj

Ja odkryłem wszystkie karty

Wy kochani mi wybaczcie

Ja wam mowie to są żarty






Miłość której nie ma

 

Widzisz wciąż że ja płaczę

Serce me rozpruwa ból

Ciebie już nie zobaczę

Jak zbierasz kwiaty wśród pól

 

Naręcze polnych kwiatów

Nosił skoro nastał świt

To życie jest okrutne

Po nim został tylko mit

 

Miłością go darzyłaś

Uczuciem przepojona

Słowem ciepłym witałaś

Tak jak to umie żona

 

Gorąca miłość była

Nagle umarła i już

On poszedł swoją drogą

Nie przynosi Ci już róż

 

Z tęsknotą czekałaś

Nadzieją otulona

Wierzyłaś że powróci

I wpadnie w Twe ramiona

 

Lata te tak mijały

A czas pomału leci

I po nim Ci zostało

Rozpacz wspomnienie dzieci




 


 
Przeznaczenia nie oszukasz

 

Siedzisz sobie kawkę pijesz

Palcem w blat stołu stukasz

Nieraz sobie tak myślałeś

Przeznaczenia nie oszukasz

 

Na nic sława i pieniądze

Umysł błądzi gdy go szukasz

Popatrz na świat z innej strony

Przeznaczenia nie oszukasz

 

Tam jej nie ma już nie mieszka

Nie wiadomo po co pukasz

Miłość dawno już odeszła

Przeznaczenia nie oszukasz

 




Taka miłość

 

Jak twe oczęta się nagle przymykają

I zmysłowe ruchy wykonujesz w takt

Ukradkiem spoglądam na Twoje ciało

Tak wiele bym chciał ale odwagi mi brak

 

Ochoczo mnie zapraszasz do swej zabawy

Paluszka dygnięciem do grzechu kusisz mnie

Nie czekam długo biorę w ramiona swe

Delikatnie i ochoczo całuje Cię

 

Me dłonie po Twym ciele spływają w dół

Zmęczone życiem usta ocieram o kark

Rozkoszą tą nacieszyć pozwalasz mi się

Wszystko czego potrzebujesz czytam z warg

 

Spontanicznie i znienacka odwracasz się

Cierpienia uniknąć pragniesz znając ten ból

I uciec byś chciała tam gdzie nikt nie zna Cię

Już nie grac w tym życiu tylu marnych ról.

 




Radio

 

Ma historia jest zbyt krótka

Żeby mówić o dramacie

W Internecie was znalazłem

Super radio tutaj macie

 

Nuta fajna tu rozbrzmiewa

Nie brak wiary i nadziei

A zasługa jest w nim duża

Prowadzących tam didżei

 

Oni zawsze zachęcają

Do zabawy tu na czacie

U nich właśnie zaufanie

Tu największe zdobywacie

 

Tu skrzywienie nastąpiło

Tak to często w życiu bywa

I sielanka która trwała

Nad zbyt krótko się urywa

 

Tyle dobra i uśmiechy

Zaprowadzić tutaj chciałem

Tak się nie da cóż to szkoda

Teraz to już zrozumiałem

 

Każdy ma tu swoje cele

I teatrzyk swój w nim gra

Jedni lepiej inni gorzej

Moja rola dosięgła dna

 

Rozbrat zrobić wnet mi trzeba

I pożegnać wszystkich w koło

Wy wspomnijcie kiedyś o mnie

Jak tu było wam wesoło

 

I przeprosić jeszcze chciałem

Za niegrzeczne zachowanie

Nie raz byłem tutaj szorstki

Należało mi się lanie

 

A że prawdę sobie cenie

Już się na mnie tak nie patrzcie

Za te słowa napisane

Proszę bardzo mi wybaczcie



 





Przyjaźń z Aniołem

 

W góry raz się wybrałem

Pospacerować dobra rzecz

Gdy już schodzić w dół miałem

Starego kumpla napotkałem

 

Uścisnąłem jego dłonie

A on prezent zrobić mi chciał

Choć z nazwiska tylko Anioł

Piękne skrzydła miał

 

Rzecze do mnie przyjacielu

Ja ci skrzydła ofiaruje

Niech w przestworza Cię poniosą

I miłości wiatr poczujesz

 

Pomyślałem trochę nad tym

Mnie miłości już nie trzeba

Ale mam gdzieś przyjaciela

Niech i On skosztuje nieba

 

Skrzydła te ofiarowałem

Aniołkowi tak się zowie

Ona zawsze mi mówiła

Jedno skrzydło nosi w sobie

 

Teraz komplet będziesz miała

I unikniesz tej ironii

Kiedy tylko będziesz chciała

Miłość życia już dogonisz

 

Niech Aniołek tak szybuje

Nad polami i winnicą

I niech siebie nie nazywa

Brzydką wstrętną czarownicą

 

Aneks

 

Aniołkowi się przydadzą

Ona w takiej jest rozterce

W górę wzbije się pod słonce

Z tamtą dojrzy moje serce

 





 
Niezrozumienie

 

Teraz przyjdzie mi z tym żyć

Już się z losem pogodziłem

Wszystko co piękne zniszczone

Przepraszam że was zraniłem

 

Tych uśmiechów mi brakuje

Jakoś w głębi duszę się

Czemu los mnie tak pokarał

I nie rozumie czemu mnie

 

Uśmiechnięty i radosny

Nagle trach krnąbrny oraz zły

Słyszę wgłębi jakieś głosy

Ty nie pasujesz do tej gry

 

Cóż takiego ja zrobiłem

To pytanie dręczy duszę

Odpowiedzi nie otrzymam

Z tym pogodzić się muszę

 

Lecz w pamięci ciągle mam

I w serduszku Was noszę

Wy przebaczcie mi kochani

O to tylko ja Was proszę

 




Coś dla ciała

 

Muśnięciem warg

Ocierasz się o mnie

Dreszcz przechodzi

Od stóp płynie po mnie

 

Rozkosz wielka

Ciało me przenika

Jakieś drgawki

Napięcie zanika

 

Już objęci

W uścisku miłości

Całuję Cię

W szale namiętności

 

I od Ciebie

Oderwać się nie mogę

Wyruszając

W miłosna drogę

 

Ręce błądzą

Po całym ciele

Boska jesteś

Dajesz mi tak wiele

 

I zmęczeni

Aktem tej miłości

Już wracają

Do dziennej szarości 

 




 
Frustrat

 

Wiele mądrych rzeczy

Zostało już powiedzianych

Głupota pozostała

Jeszcze parę słów nieznanych

 

Jaką miarą miłość

Chcesz odmierzyć po wiec że mi

Kiedy ciągle ogień

W życiu naszym dymi

 

Złościsz się Ty o nic

Na świat tylko plujesz

Godność byś zachował

Zrozum co ja teraz czuje

 

Płacze bardzo cicho

Ale Ty tego nie słuchasz

Fochy swoje stroisz

Złością i gniewem wybuchasz

 

Dalej tak nie można

Prosić więcej Cię nie będę

Żebyś to zrozumiał

Tłumaczenie jest tu zbędne

 

Odeszła od niego

Nowe gniazdko sobie wije

Ale ma obawy

Ze wróci i ją zabije 

 





 
Maruda

 

Nie mów na mnie maruda

O to Cię tylko proszę

I nie nazywaj mnie tak

Bo tego już nie zniosę

 

Słucham uważnie Ciebie

Mową Twą zachwycony

I gdy tak do mnie mówisz

Czuje się urażony

 

Nie marudzę nie ględzę

Cichutko sobie siedzę

Z przykrością wysłuchuję

Jak wciąż mówisz ze bredzę

 

Mów do mnie jak tylko chcesz

Dziubuś Serduszko Kotek

I nie martw się też o to

Ze nie unikniesz plotek

 

Gdy ludzie będą mówić

Wasze życie trąci nudą

Ty się tylko śmiej z tego

Powiedz im ze marudzą

 



  List do ukochanej

 

Proszę przyjedź do mnie w góry

Tu będziemy spacerować

Krajobrazem się zachwycać

Przed światem pragnę Cię schować

 

Odpocząć chciałbym od tego

W spokoju z Tobą pobyć

W kominku ogień zapalić

W szatę Cię przyozdobić

 

Z bukietem kwiatów do łóżka

Śniadanie rano Ci nosić

Zobaczysz będzie wspaniale

I nie daj się dłużej prosić

 

Będziemy tylko we dwoje

Ja Ty i łono natury

Zostaw to wszystko kochanie

Przyjeżdżaj tu do mnie w góry

 

Na skraju lasu mam domek

J o jednym tylko marzę

Ciebie tam kochać namiętnie

Wielka miłością Cię darze

 

I Ciebie tak bardzo pragnę

Ze smutkiem budzę się z rana

Czekam na Ciebie tu w górach

Przejeżdżaj do mnie kochana

 




  
Oszukana miłość

 

Chodzę za Tobą wciąż

Wśród tylu łąk i pól

Szukam twego szczęścia

Serce przeszywa ból

 

Byłem tutaj nie raz

To miejsce dobrze znam

Na nic me nadzieje

Gdyż jestem dalej sam

 

Smutek mnie ogarnia

Tak jest -być nie musi

Nie mądry tylko ten

Kto losu nie kusi

 

Więc wziąłem dla Ciebie

I szybko Ci niosę

Bukiet pięknych kwiatów

O miłość Cię proszę

 

Tego nie zaznałem

Bardzo mi jest jej brak

I usycham niczym

Bez wody polny mak

 

Wreszcie Ja spotkałem

Była bardzo miła

Ale cóż z tego gdyż

Miłość odrzuciła

 

Co mi pozostało

Ciche tylko łkanie

Jedno mogę zrobić

Pisać tylko dla niej

 





To nie twoja wina

 

Kiedy na świat przyszłaś

Rodzice robili dziwne miny

Było pełno radości

Wszyscy Cię kochali potem chrzciny

 

I tak dorastałaś

Jako słodka malutka dziewczynka

Bez żadnych tez zmartwień

Płazem uszła Ci też każda winka

 

Później była szkoła

Zmartwień miałaś już bez liku

Mama w Ciebie wierzy

Cieszy się z każdego wyniku

 

Miłość przyszła nagle

I tu kolejność jest prawidłowa

 Wkrótce  już wesele

I stara śpiewka że boli głowa

 

Dzieci na świat przyszły

I swoje marzenia już spełniłaś

Piękną masz rodzinkę

Choć snu masz mało to o niej śniłaś

 

Już się na świat nie złość

I nie ma w tym niczyjej winy

Ty się tym nie przejmuj

Przecież dzisiaj są Twe urodziny

 



      Nasze nutki

 

Gdy za oknem słonko wstaje

To jest sygnał do pobudki

Nie oglądaj się już więcej

Włączaj radio Nasze Nutki

 

W takt muzyka nam rozbrzmiewa

I tak wiele jest radości

Choć zgraną paczką jesteśmy

Zapraszamy nowych gości

 

Tu reguły swoje mamy

Kto się do nich nie stosuje

Nie ma o czym więcej gadać

Zaraz się go tu zsanuje

 

A zabawę umilają

Wszystkim znani tu didżeje

W taki nastrój cię wprowadzą

Sama buźka ci się śmieje

 

No i czacik fajny mamy

Kliknąć każdy tutaj może

Za pisanie się zabieraj

To ci ulży i pomoże

 

I tak mija pięknie dzionek

Na rozrywce i zabawie

Przesiadując na radyjku

Już po trzeciej jesteś kawie

 

Tak radośni choć zmęczeni

Trudem życia codziennego

Zapraszamy tu na radio

Koleżanko i kolego.





Kura domowa

 

 

Rano wstajesz kawy łyk

Mąż do Ciebie cos ględzi

Nie mam czasu mówisz mu

Do procy szybko pędzisz

 

W pracy szef Cię dołuje

W koledze wsparcia brak

Na głowie wszystko staje

Zaraz trafi mnie szlak

 

A później na zakupy

Mamusie odwiedzić masz

Jeszcze kilka ważnych spraw

Po syna do szkoły czas

 

W domu obiad gotujesz

Z wszystkim tak się krzątasz

Za nim wróci On z pracy

Pokój syna posprzątasz

 

Zmęczona wreszcie siadasz

Po trudach dnia całego

Zrób mi kawę kochanie

Nagle słyszysz głos jego

 

By w silne wpaść ramiona

Wyczekujesz wieczoru

By móc się z nim kochać

On ze nie ma humoru

 

I masz już tego dosyć

Codziennie jest to samo

Nie jestem tu gosposią

Zrozum to jestem damą



Dziwne pytania

 

Nie pytaj mnie i tak Ci nie odpowiem

Czemu człowiekiem gardzi drugi człowiek

Czemu nienawiść w nim ogromna jest

Czy życie w takim bólu ma jeszcze sens

 

Pytania same cisną się na usta

Odpowiedzi brak a głowa ma pusta

Gdy patrzę na Ciebie a serce krwawi

Ty się śmiejesz widocznie Cię to bawi

 

Zraniony dumą ja odchodząc płaczę

Nie tylko w nocy przez sen majaczę

Skazany przez Ciebie na wieczną mękę

W dobrej wierze podaje Ci rękę

 

Mocną spracowaną trudami życia

Byś zrozumiała sens naszego bycia

I nie żyła już w tym zakłamaniu

Gdy jest Ci źle mówisz do mnie ty draniu

 

 




 

Dawne wspomnienie

 

Tak ironicznie i bez echa

W mej pamięci pozostała

Tej przyjaźni co nas łączyła

Tląca się jeszcze iskra mała

 

Nieraz z myślami się bratam

By obraz przywrócić z tych dni

Kiedy Ty spacerujesz ze mną

Kocham Cię do ucha szepcząc mi

 

Ten szept w uszach mi rozbrzmiewa

Do szału doprowadza mnie

Stałem się jego niewolnikiem

On mnie nawiedza nawet we śnie

 

Ta mała iskierka dogasa

Na lepsze jutro nadziei brak

Odezwij się do mnie ja proszę

Pozostaw mi choć malutki ślad

 

Tak szybko lata upływają

I pamięć coraz to krótsza jest

W śród tylu życia zakrętów

Stać mnie jeszcze na jeden choć gest

 

I rękę do Ciebie wyciągam

Łzy do oczu cisną się same

Choć milczysz ja czytam z twych warg

Padam na kolana chyląc kark